Janowa Dolina była zniszczona
- Szczegóły
- Rajmund Wełnic
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 2697
Złoża bazaltu w zakolu rzeki Horyń na Wołyniu zaczęto eksploatować w latach dwudziestych. Wraz z nowoczesną kopalnią i wytwórnią kostki i grysu bazaltowego powstała górnicza osada zwana Janową Doliną (powiat Kostopol, województwo wołyńskie). Zaprojektowana i zbudowana od podstaw dla 2,5 tysiąca osób zawodowo związanych z kamieniołomem. W gęstym lesie wytyczono przecinające się pod kątem prostym aleje (oznakowane literami), przy których stawiano drewniane, „fińskie” domy. Było kino, sklep, posterunek policji, szkoła, boisko, kościół. Wszystkie domy były zelektryfikowane i miały wodę. Przed każdym obejściem - piękne ogródki kwiatowe. Robotnikom zabroniono trzymać żywy inwentarz, było więc czysto i schludnie. Zdecydowaną większość mieszkańców Janowej Doliny stanowili Polacy. - - Pięknie było - twarz pani Oktawii rozpromienia się. - Przyjeżdżały do nas wycieczki z całej Polski, a nawet Niemiec i Francji zobaczyć jak powinno wyglądać wzorcowe osiedle robotnicze. W kopalni mąż pani Genowefy (a ojczym jej córki) pracował jako mechanik. Mieszkali w domku przy ulicy B 51, ostatnim w szeregu i najdalej wysuniętym w kierunku rzeki. Nad oddalonym o kilka kilometrów krętym i kapryśnym Horyniem były trzy plaże - Urzędnicza, Robotnicza i Strzelecka. - Ja najbardziej lubiłam kąpać się na Robotniczej - mówi Oktawia Reszczyńska. Za rzeką zaczynał się inny świat. W okolicznych wioskach żyli prawie sami Ukraińcy otaczając polską enklawę ze wszystkich stron. We wspomnieniach obu staruszek nie utkwiły jakieś szczególne przypadki wrogości miedzy Polakami a Ukraińcami. Żyli i pracowali obok siebie. Ale to Polacy byli tu elementem napływowym i z dawna tłumiona nienawiść miała wybuchnąć w czasie wojny. Po wrześniowej klęsce w Janowej Dolinie rozpoczął się okres rządów radzieckich. NKWD wywiozło wyższych urzędników kopalni, miejscową inteligencję. Władzę w osiedlu przejął Sielsowiet, czyli Rada Osiedla. W jesiennych, „dobrowolnych”, wyborach i referendum za przyłączeniem do sowieckiej Ukrainy było 99,9 procent głosujących.
78 rocznica ludobójstwa LIPIEC 1943 ROK
- Szczegóły
- Stanisław Żurek
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 3194
1 lipca 1943 roku:
We wsi Bucharów pow. Zdołbunów Ukraińcy zamordowali 1 Polaka (Ewa Siemaszko, Tomasz Bereza: Lipiec 1943 r. na Wołyniu; w: ipn.gov.pl/download/1/91460/EwaSiemaszkoTomaszBereza.docx ).
We wsi Bukowina pow. Biłgoraj policjanci i esesmani ukraińscy zamordowali 11 Polaków.
W kol. Retowo pow. Łuck Ukrainiec Iwan Muzyczko zamordował Polaka Jana Pachlę, męża swojej siostry.
We wsi Wilia pow. Zdołbunów zamordowali 1 Polaka (Ewa Siemaszko, Tomasz Bereza: jw.).
We wsi Wyszatyce pow. Przemyśl policjanci ukraińscy zastrzelili Leona Radochońskiego, oficera WP, który uciekł z oflagu.
W kol. Zawodnia pow. Równe Ukraińcy zamordowali 40-letnią Polkę Petronelę Rzewucką.
2 lipca:
W kol. Borszczówka pow. Równe upowcy zamordowali co najmniej 6 Polaków.
We wsi Długi Kąt pow. Biłgoraj esesmani ukraińscy razem z Niemcami zamordowali 7 Polaków, w tym rodziców z 2-letnim dzieckiem oraz wysiedlili pozostałych do obozu w Zwierzyńcu.
We wsi Eliaszówka pow. Zdołbunów zamordowali 14 Polaków (Ewa Siemaszko, Tomasz Bereza: jw.).
We wsi Hurby pow. Zdołbunów zamordowali 3 Polaków (Ewa Siemaszko, Tomasz Bereza: jw.).
W kol. Kopytów pow. Równe Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
Cały plac zasłany był leżącymi w różnych pozach trupami
- Szczegóły
- Danuta Chamielec zd. Żmudzka
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 2805
W niedzielę 11 lipca 1943 roku moja mama, brat Edmund i ja poszliśmy do kościoła w Porycku na sumę. Koniecznie chcę powiedzieć o dziwnej mojej chęci przed wyjściem z domu. Dzień był trochę chłodny, więc mama przygotowała mi do włożenia czerwoną sukienkę z długim rękawem i biały płócienny płaszczyk. Jak wyjmowała te rzeczy, ogarnęła mnie ogromna chęć, aby włożyć na siebie jeszcze trzy inne sukienki. To było przeczucie, że sukienki będą mi bardzo potrzebne. Mama ubrana była w sukienkę z krótkim rękawem i wełniany płaszcz bez podszewki. Miałam wtedy dziewięć lat i dzień ten był ostatnim dniem mojego dzieciństwa, przeżycia i ciężkie warunki życia spowodowały, że wydoroślałam. Ledwie msza się zaczęła, Ukraińcy okrążyli kościół i zaczęli zabijać ludzi zgromadzonych w kościele, wrzucając granaty i strzelając z karabinów maszynowych. Ludzie szukali osłony przed kulami, ale wnętrze kościoła nie miało żadnych miejsc, za którymi można było się schronić. Ktoś zaintonował „Pod twą obronę” czy podobną pieśń, została podchwycona przez innych, ale tylko na krótko. Ksiądz zachęcił wiernych i zaczął rozdawać Komunię Świętą. Przy głównym ołtarzu zgromadziło się dużo ludzi i w ich kierunku najgęściej leciały kule. Wkrótce leżeli zabici jedni na drugich. Zobaczyłam przerażający widok, jak mały chłopiec rękoma zbroczonymi krwią starał się wepchnąć do brzucha wylewające się jelita. Jedna z pierwszych zabita została moja ciocia Tekla Humiczewska, leżała blisko nas. Przy niej rzewnie płakała jej córeczka Elżunia, ale ojciec szybko odciągnął ją od matki. Leżałyśmy z mamą na posadzce wraz z kilkunastoma innymi ludźmi po prawej stronie kościoła, w pobliżu chóru. Zauważyli nas i w naszą stronę rzucili dwa granaty. Kilka osób zostało zabitych, kilka rannych, między innymi bardzo ciężko została ranna ciotka mojej mamy, Aniela Humiczewska. Nam nic się nie stało, strząsnęłyśmy tylko z siebie gruz. Ona to wcześniej poddała myśl, że dobrze by było przedostać się do wnęki znajdującej się po tej samej stronie, odsunąć ruchomą, drewnianą osłonę i tam znaleźć schronienie.
Wychodźcie, bo spalimy was żywcem
- Szczegóły
- Mieczysław Romanowski
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 2707
Szczególnie głośnym echem odbiła się na całym Wołyniu rzeź w Kisielinie. Tragiczna niedziela 11 lipca 1943 r. W tę niedzielę padał deszcz od rana, który wielu ludzi zniechęcił do udziału w nabożeństwie. To też w kościele zgromadziło się tego dnia nie więcej niż 200 osób. Jeszcze przed nabożeństwem dostrzegłem w pobliżu kościoła jakichś obcych ludzi, ale nikt nie zwracał na nich uwagi, chociaż już od dłuższego czasu mówiło się o planowanych napadach na kościoły. Po nabożeństwie, na dziedzińcu zaroiło się od czarnosotnych banderowców. Wierni momentalnie zawrócili do kościoła, wtedy bandyci otworzyli ogień. Ci, co nie zdążyli cofnąć się w porę, padli od kul banderowców w czasie już pierwszej strzelaniny. Zamknięto drzwi, zaryglowano je ogromną zasuwą. Z zewnątrz dobiegały do nas rozkazy bandytów – „wychodyte po czeteroch”. Wszyscy w popłochu rzucili się do kaplicy, tu dopiero ci przytomniejsi ochłonęli z przerażenia. Ktoś perswadował, po co było zamykać, oni pewnie kogoś szukają, jeśli nie otworzymy drzwi dobrowolnie, to i tak je wyważą, a wtedy wymordują wszystkich. Krzyczał Bożyński, jesteście głupi i tak nas wybiją, czy się poddamy, czy nie, przecież po to tylko przyszli. Jednakże głosy naiwnych przeważyły, córka miejscowego organisty i kilka innych kobiet ruszyły do otwarcia drzwi. Około stu osób, ci którzy nie ulegli złudzeniu, co do zamiarów bandy, rzucili się do księżowskiej plebanii. Kościół – stara renesansowa kolegiata, miał grube mury i małe okienka. Podobnie była zbudowana kaplica i przylegająca do niej piętrowa plebania. Sporo ludzi przedostało się na strych plebanii, dalej nie było gdzie uciekać. Wszyscy kulili się w mrocznych kątach, chowali się za belkami stropów. Ktoś zanurzył się w ogromnym kufrze wypełnionym mąką. Kiedy już wszyscy znaleźli się na piętrze plebanii, zatrzaśnięto drzwi do klatki schodowej. Spostrzegłem, że wszędzie stoją kufry. To ludność Kisielina, spodziewając się napadu, poznosiła swoje najcenniejsze rzeczy. Tutaj przynajmniej nie groził im pożar. Zaczęto znosić kufry pod drzwi, po chwili drzwi zabarykadowano stosem skrzyń.
Kres spokojnego życia nastąpił 11 lipca 1943
- Szczegóły
- Bogusław Szarwiło
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 2666
Jedną z osób, które przeżyły rzeź wołyńską była Maria Kozioł. Urodziła się w 1925 roku w Żdżarach Wielkich, które dziś znajdują się na terytorium Ukrainy. Cudem uszła życiem z pogromu, który Polakom zgotowali ich ukraińscy sąsiedzi. (...) -Miałam cudowne dzieciństwo i mieszkałam w pięknej spokojnej wsi. Urodziłam się tam i mieszkałam do osiemnastego roku życia. Moi rodzice mieli spore gospodarstwo i zajmowali się uprawą ziemi. Miałam siostrę Marysie i brata Juliana, który zmarł gdy miał pięć lat. Tato miał szczególne zamiłowanie do koni, które słuchały go jak tresowane psy. Chodowaliśmy też świnie, kury. W mojej wsi żyli obok siebie Ukraińcy, Polacy i dwie rodziny żydowskie. Razem chodziliśmy do szkoły i przez długie lata byliśmy dobrymi sąsiadami – wspominała pani Anna Kozioł. (...) Żdżary Wielkie były wsią gdzie od wieków mieszkali obok siebie Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Żydów było niewielu, ale zajmowali się handlem, stąd ich znaczenie we wsi było duże. -Handlowali towarami, które nie dało się wyprodukować w gospodarstwie i trzeba było je kupić takie jak cukier, sól, nafta, narzędzia rolnicze czy słodycze (...) W naszej wsi była cerkiew. Chodzili Ukraińcy, których w Żdżarach była większość. My chodziliśmy do kościoła do Zabłoćców, gdzie przychodzili również Polacy z innych okolicznych wiosek. Święta obchodziliśmy w różnych terminach i zapraszaliśmy się nawzajem do siebie. My do siebie swoich ukraińskich sąsiadów, a oni nas do swoich domów gdy obchodzili Wielkanoc czy Boże Narodzenie – opowiada pani Anna. Dzieci niezależnie od narodowości chodziły do polskiej szkoły. Uczyły się w niej języka polskiego i ukraińskiego. Pani Anna do końca życia biegle władała tym językiem. (...) W 1939 roku tereny te zostały zajęte przez Związek Radziecki, a granica z Niemcami została ustanowiona na przepływającej w pobliży Żdżar rzece Bug. -Naszymi najbliższymi sąsiadami była polska rodzina Paweł i Adela Pendowscy. Mieli trzy córki. Rodzice Pawła zostali wywiezieni na Syberię po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną. Ale ich Rosjanie nie ruszali i żyli tu spokojnie.
Kalendarium ludobójstwa - LIPIEC 1946
- Szczegóły
- Stanisław Żurek
- Kategoria: Publikacje
- Odsłony: 2740
4 lipca:
We wsi Grochowce pow. Przemyśl Ukraińcy zamordowali Stanisława Sito.
We wsi Prusie pow. Lubaczów zamordowali 1 Polaka.
We wsi Radruż pow. Rawa Ruska banderowcy zamordowali Ukraińca Dymitra Rabika. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Terka pow. Lesko: „4 lipca 1946 bojówki OUN uprowadziły 5 mieszkańców Terki; jednego Polaka i 4 Ukraińców (którzy zmienili wyznanie na rzymskokatolickie). Pośrednio w wyniku powyższego zdarzenia kapitan Lucjan Zubert (zastępca dowódcy do spraw liniowych 36 Komendy) 6 lipca wydał wydał rozkaz wzięcia zakładników.” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnie_w_Terce )
6 lipca:
We wsi Terka pow. Lesko upowcy zamordowali 4 Polaków oraz Ukraińca Dymitra Martyniuka za odmowę wstąpienia do UPA. Inni: UPA uprowadziła do lasu jednego Polaka i czterech Ukraińców z Terki. Na wieść o tym kpt. Zuber, dowódca stacjonującego w pobliskiej Wołkowyi 8 Oddziału 36 Komendy Wojsk Ochrony Pogranicza, wziął 30. ukraińskich zakładników. Ogłosił, że jeśli w ciągu doby banderowcy uwolnią Polaków, pozwoli zakładnikom wrócić do domów.
We wsi Żużel pow. Sokal ok. godz. 23 banderowcy przeprowadzili jednoczesny atak na dwie strażnice: w Bełżcu i Żużlu. Wopistów ostrzelano ogniem broni maszynowej i "torpedami". Gdy budynek strażnicy w Żużlu stanął w płomieniach, strzelcy ruszyli do szturmu na okopanych wopistów. Starcia trwały do wczesnych godzin rannych. Podczas boju wieś Żużel spłonęła w 60%.
7 lipca:
We wsi Dubiecko pow. Przemyśl upowcy obrabowali sklepy, spalili budynek sądu i gminy oraz zamordowali 3 Polaków.